gosiaaczek

aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

Tak własnie wygląda człowiek, który po długim tygodniu ostrego zapierdalania w 5lo wrócił nareszcie do domu z myślą, że jutro ma wolnę i ma przed sobą calutki weekendzik!!! o maj gad, aż 3 dni wolnego!!! uhuhuhu ale sobiem poszalejem...dziś po raz pierwszy od tygodnia wyszłam sobiem na podwóreczko bez zadnych ograniczeń czasowych...gnilec był ostry, z resztą jak zawsze, kiedy ryba, lehu i idealny czarus robią to co potrafią najlepiej...heheee...gdyby nie moi najbliżsi przyjaciele bym po prostu nie dała rady, bo ten tydzień był doszczętnie zjebany i coraz częściej mam takie w życiu chwile, kiedy chcem rzucic to wszysio i iść w pizdu mater...bo takby było najlepiej, bym przynajmniej nikomu nie przeszkadzała, może by komuś było lżej beze mnie...przepraszam Sylwię za mój zjebany humor w tym tygodniu...to może przez te Zaduszki...jutro wszystkich świętych ( wesołych świąt!), w sobotę delfinek i lOOdOOwiskOO, a w niedziele rycie z fizy, a pierdole to wszystko...teraz tylko do 12-13.11, aby się wszystko dobrze ułożyło, 3majcie kciuki....

to jest dla michałka, który jutro ma urodzinki dla niego wielgahny cmokuś:********** 

A więc w piątek na 2 matmie musieliśmy grabić liście, oczywiście p. Nina ( mućka) podzieliła nas na 3 grupy wg dziennika. nie było dla mnie grabi, więc sobiem poshlam po nie i miałam najfajniejsze, bo wyglądały jak ręka kościptrupa..hiehie..specjalnie wolno grabiliśmy zeby nie pójść na angielski, no bo po co....śmiechu było dużoo, jakos tak w sumie to nie potrafie tego teraz opisać, ale gnilec ostry... 1 grupa wywaliła na nasz sektor kupę liści więc ja monika i sylwia zrobiłysmy to samo tylko w trochę wiekszej ilości hie hie później sprzątała to mućka z eweliną hiehie...nosiliśmy liście na około szkoły bo zgubiliśmy mapę jak trafić tam gdzie się to wyrzuca albo rozrzucaliśmy liście po całej ziemi albo jak mućka nie patrzyła to sobie siadaliśmy na ławce i gniliśmy tak o z byle czego, jakby człowiek był naćwikany, chociaż nie wiem, bo nigdy niczego nie brałam... konan znalazł ptaszka martwego, który leżał sobie przy bramie, więc go zakopaliśmy, chociaż jak zwykle mućka pierdoliła, że tu nie można bo to teren szkoły i nie można rozko[pywać ziemi bleble ble ale i tak go zakopaliśmy ( odszedł nasz wielki przyjaciel, który jush nigdy nie będzie sobie latał ;(((( ) na historii siedziałam tak zmęczona, że piździawka spać się tak chciało mhmmmmm ale nie trzeba byc twardym a nie miętkim hiehie  w ogóle ostra faska była na lekcjach, wszysio sie wkręcało i piać się chciało z byle czego... wracamy z paula przez łąki i nagle zaczynamy biec i krzyczę : biegnij forest biegnij biegnij szybciej biegnij biegnij biegnij forest i biegniemy... wiem , że mamy daUna, ale dobrze mi z tym :))) hiehie